Mroczny Rycerz powstaje The Dark Knight Rises [2012]
FilmWeb napisał(a):
Minęło 8 lat od pamiętnej nocy, podczas której Batman zniknął i z bohatera stał się ściganym zbiegiem. Przyjmując na siebie winę za śmierć Harveya Denta, Mroczny Rycerz poświęcił wszystko dla tego, co razem z komisarzem Gordonem uważali za większe dobro. Przez pewien czas kłamstwo się sprawdzało, a działalność przestępcza w Gotham City została zmniejszona dzięki wymierzonemu przeciwko kryminalistom prawu zwanemu "Dent Act".
Ale wszystko się zmienia wraz z pojawieniem się sprytnej, kociej włamywaczki, działającej w sobie tylko znanym celu. Znacznie bardziej niebezpieczny wydaje się być jednak Bane, zamaskowany terrorysta, którego bezwzględne zamiary wobec Gotham zmuszają Batmana do powrotu z dobrowolnego wygnania. Ale nawet jeśli założy pelerynę i maskę, Mroczny Rycerz może nie być w stanie pokonać nowego przeciwnika.
Osobiście uważam, że to najsłabsza część z najnowszej trylogii. Nie chcąc nikogo zniechęcić, być może to tylko moja opinia, ale film jest długi - 2 godz. 45 min. naprawdę ciśnie po czterech literach. Film generalnie mógłby się skończyć w połowie i chyba wyszło by mu to na dobre, druga połowa sprawia wrażenie kręconej "na szybko", o ile na początku akcja rozwija się w miarę spokojnie, choć czasami (jak ktoś nie kojarzy postaci) nie wiadomo o co chodzi.
Potem akcja strasznie przyspiesza, dzieje się masa rzeczy, w pewnym momencie, gdy Batman postanawia "odpocząć" mamy lekkie spowolnienie, no ale nad Gotham nadciągają czarne chmury i akcja znów przyspiesza, rozwidla się, część dzieje się tam, część tutaj, to wychodzi, tamto nie, tutaj jakieś zaskoczenie, gdzieniegdzie Bat przemykający swoim nowym pojazdem... czasami można odnieść wrażenie, że to latające makiety na sznureczkach, niczym efekty z poprzedniej epoki.
Osobiście jestem bardzo rozczarowany tą częścią, wyczekiwałem jej od poprzedniej, która była przepełniona klimatem i "złem", to ta część... ok, jak już wspomniałem, do połowy filmu jest ok, potem to już się robi strasznie hoolywoodzkie kino w stylu "zabili go i uciekł" + ostatnie minuty filmu na plus.
(nie)stety w swoich negatywnych opiniach nie jestem odosobniony, bo po wspomnianej "połowie filmu", niektórzy w kinie zaczęli po prostu wychodzić, inni co jakiś czas parskali śmiechem, my się tylko wierciliśmy, bo fotele przestawały już być tak wygodne jak na początku.
Film jest dość dużą pozycją, więc raczej ciężko jej nie obejrzeć, niemniej nic specjalnego, drugi raz bym na ten film nie poszedł.
Po prostu polecam 
